|

Eksperymenty Glenfiddicha

Gorzelna Glenfiddich należy do najpopularniejszych na świecie, a whisky, które z niej pochodzą sprzedają się w milionach litrów rocznie. Jej wszędobylskość jest więcej, niż zauważalna, wszakże podstawowe wersje Glenfiddich należące do tzw. core range (sztandarowe portfolio) można dostać w każdym mniejszym i większym sklepie, czy nawet na stacjach benzynowych. Jednakowoż jeśli już spróbowaliśmy żelaznej 12-stki, a i 15-stką, czy 18-stką też nie pogardziliśmy, zazwyczaj oczekujemy czegoś nowego. Czegoś więcej. I Glenfiddich od całkiem niedawna nam to daje…

Narodziny serii eksperymentalnej

Choć Glenfiddich istnieje od końca XIX wieku, swoje największe sukcesy począł osiągać na początku lat 60-tych wieku XX. Dokładnie w 1963 roku zabutelkowano pierwszą słodową wersję Glenfiddich i rozpoczęto jej promocję poza Wielką Brytanią. Poza tym, że whisky ta, o łagodnym, owocowym charakterze, od razu podbiła serca i kubki smakowe konsumentów, którzy, nota bene, przyzwyczajeni byli dotychczas do degustowania przede wszystkim mieszanej whisky, gorzelnia Glenfiddich nie zamierzała się zatrzymywać. Już w 1969 roku uruchomiła visitors centre i otworzyła podwoje swojego zakładu dla zwiedzających. Uchylając rąbka tajemnicy każdemu potencjalnemu nabywcy uruchomiła lawinę, która trwa do dzisiaj. Wszakże prawie każda szanująca się destylarnia posiada dziś jakieś własne muzeum, sklep i centrum dla zwiedzających. Czasy globalnej konsumpcji słodowej whisky stały się faktem, a prekursorem i niejako prowodyrem ich zainicjowania była właśnie gorzelnia Glenfiddich.

Od końca lat 60-tych poprzedniego wieku boom na whisky trwa, a jej sprzedaż oraz konsumencka świadomość stale rosną. Powstają nowe gorzelnie, część uśpionych, lecz nie zburzonych jeszcze, odradza się niczym feniks z popiołów. Konkurencja staje się coraz większa, do gry coraz bardziej wchodzą producenci spoza Szkocji, ot choćby tajwański Kavalan, czy walijski Penderyn, do tego znaczenia nabierają destylaty produkowane w Indiach, czy ważnej z punktu widzenia nabywców Japonii, Irlandia także zalicza wyraźny skok w górę. Stąd też wynikają pewne problemy dla każdej destylarni, z czego największy to wyżej wspomniany problem stale rosnącej konkurencji. Aby móc mu się przeciwstawić należy cały czas być kreatywnym, myśleć innowacyjnie i naprzód, a i podeprzeć wdrażane pomysły szczyptą pozytywnego marketingu. Tak też zrobiono w Glenfiddich. Master Distiller zakładu, Brian Kinsman, stworzył nową serię whisky Glenfiddich zwaną eksperymentalną. Premierę pierwszej z nich mieliśmy w 2016 roku, zaś gorzelnia zapowiadała, że w miarę możliwości będzie kreować jedną nową edycję rocznie. I choć pandemia przeszkodziła nieco w realizacji tego śmiałego planu, do dziś powstało 4 edycje Glenfiddich spod znaku Experimental Series.

Akt pierwszy: Glenfiddich IPA Experiment

Portfolio Glenfiddich wzbogaciło się o pierwszą whisky z nietuzinkowej serii eksperymentalnej dokładnie we wrześniu 2016 roku. Choć jest to whisky bez oznaczenia wieku, filtrowana na zimno i barwiona, zdecydowanie się broni. Leżakowana w tradycyjnych dębowych beczkach po Bourbonie posiada nie lada wartość naddaną. Otóż poddano ją 3-miesięcznemu finiszowi w beczkach po piwie typu IPA. I nie byle jakie jest to piwo. Stworzone we współpracy między Brianem Kinsmanem a Sebem Jonesem z małego browaru Speyside Craft Brewery (Forres, Moray), który to browar w promieniu 30 mil sąsiaduje z ponad 50 gorzelniami, nazwane zostało Scotch Hop IPA. Piwo to starzone jest najpierw w beczkach po Glenfiddich przez miesiąc, dopiero potem następuje zamiana i to Glenfiddich IPA Experiment finiszowany jest przez 3 miesiące właśnie po tym piwie. Dodajmy, że do produkcji Scotch Hop IPA używa się brytyjskiego chmielu Challenger, bogatego w owocowe nuty. W efekcie dostajemy bardzo ciekawą whisky, w której świeże nuty jabłka, gruszki i wanilii zgodnie współgrają z elementami kwiatów, pikantnych cytrusów, dzikich ziół i wyrazistego chmielu.

Akt drugi: Glenfiddich Project XX

Wraz z wersją IPA Experiment w tym samym momencie debiutowała druga whisky z serii eksperymentalnej – Glenfiddich Project XX. Jest mocniejsza od IPA Experiment (47% ABV przy 43% ABV), także bez oznaczeniu wieku, także barwiona, za to nie filtrowana na zimno. Powstała w wyniku naprawdę ciekawego pomysłu – otóż Brian Kinsman zaprosił 20 brand ambasadorów marki Glenfiddich i pozwolił każdemu wybrać po jednej beczce. Mieszanka destylatów z tychże 20 beczek to właśnie Glenfiddich Project XX. W ich skład weszły beczki po Porto (typu pipe, czyli o pojemności 650 litrów każda), Sherry (typu butt, czyli około 500 litrów każda) i beczki po Bourbonie (typu first fill, czyli z pierwszego napełnienia). Efekt jest naprawdę świetny. Whisky ta urzeka przyjemnymi, owocowymi nutami (jabłko, gruszka, letni kompot), które podparte są fundamentem w postaci wanilii, lukrecji, migdałów, winnych tanin, cynamonu i waty cukrowej. Ciekawostką jest fakt, iż ów projekt owiany był ścisłą tajemnicą, tak ścisłą, iż biorący w nim udział ambasadorowie do pewnego momentu nie znali żadnych jego szczegółów. Jednakowoż okazał się on być ogromnym sukcesem, a jego ślad możemy zobaczyć na butelce – na przedniej etykiecie widnieje odcisk palca. Stanowi on połączenie 20 odcisków 20 brand ambasadorów Glenfiddich w jeden odcisk. Wszak w jedności siła, nieprawdaż?

Akt trzeci: Glenfiddich Winter Storm 21 years old

Trzecia Glenfiddich z serii eksperymentalnej jest whisky naprawdę niezwykłą i rzadką. Wydana dotychczas w dwóch małych, limitowanych partiach (pierwsza – 1 października 2017 roku, druga – 1 marca 2018 roku) jest pierwszą whisky z serii z oznaczeniem wieku. I od razu jest to destylat wiekowy, bo aż 21-letni. Dlaczego? Jak tłumaczy Brian Kinsman tylko tak stara whisky jest w stanie wytrzymać intensywność lodowego wina i całego bogactwa wyrazistości i wyjątkowości jakie ze sobą niesie. I tak whisky starzona w beczkach po Bourbonie trafia na 6 finiszowych miesięcy do beczek z francuskiego dębu po winie lodowym. Wino to pochodzi z Kanady, z winnicy Peller Estate, umiejscowionej w okolicach Niagary. Dzięki temu, że Brian Kinsman odwiedził wspomnianą winnicę w styczniu 2016 roku, powstała niebagatelna w smaku i aromacie whisky. Znajdziemy w niej bogate i niezwykle głębokie nuty kandyzowanych słodyczy, pełnię nut tropikalnych owoców, słodko-tanicznego winnego destylatu oraz urzekającą nutę liczi zatopionej w waniliowych lodach. Pełne mistrzostwo!

Akt czwarty: Glenfiddich Fire & Cane

Za sprawą czwartej, jak na razie ostatniej edycji z serii eksperymentalnej, Glenfiddich stanął poniekąd na głowie. Jest to rzadkie wydanie whisky Glenfiddich w wersji lekko torfowej. Właśnie takowy lekko torfowy destylat trafił najpierw do beczek po Bourbonie, ostatnie zaś finiszowe 3 miesiące spędził w beczkach po mieszance rumów. Owa mieszanka rumów została specjalnie wyselekcjonowana do tejże whisky. Nie są to karaibskie, owocowe i delikatne klimaty znane z wersji Glenfiddich Gran Reserva 21 years old. Brian Kinsman postanowił przełamać rutynę gorzelni i specjalnie dobrał mix bardziej ziemistych, cięższych i estrowych rumów, pochodzących nie tylko z Karaibów, ale przede wszystkim z Ameryki Łacińskiej. W efekcie otrzymujemy przyjemnie dymnego, lekko pikantnego Glenfiddicha, gdzie ogień wspaniale obleka słodycz toffi, a ostre chili łagodzi ciepłe soczyste jabłko z chrupiącą skórką, tyle, że jabłuszko to wyjęto dopiero co z ogniska… Czegóż chcieć więcej?

Akt zero: Przypadek, geneza i feniks spod śniegu

Życiem niekiedy rządzi przypadek. Częstokroć okrutny los. Ten los pewnego zimowego dnia (7 stycznia 2010 roku) dopadł także gorzelnię Glenfiddich. Pod naporem gęsto padającego, ciężkiego śniegu zawaliła się duża część dachu magazynu, gdzie przechowywane są beczki i gdzie dojrzewają destylaty. Na szczęście część beczek ocalała, co pomogło tę smutną historię przekuć w oszałamiający niemal sukces i dać asumpt do dalszych eksperymentów w niedalekiej przyszłości.

W takich to bólach narodził się Glenfiddich Snow Phoenix, limitowana edycja whisky, która w zasadzie nie miała prawa powstać. Oficjalnie jest to whisky bez podania wieku, natomiast nieoficjalnie wiadomo, że w jej składzie znajdziemy destylaty w wieku od 13 do aż 30 lat. Owe destylaty pochodzą z dwóch rodzajów beczek – możliwie najlepszych z dębu hiszpańskiego po Sherry Oloroso oraz dębu amerykańskiego po Bourbonie. Dodajmy jeszcze, że butelkowana z mocą 47,6% ABV jest co prawda barwiona, na szczęście jednak zrezygnowano w tym wypadku z filtracji na zimno. Dzięki temu wszystkiemu Glenfiddich Snow Phoenix, oprócz żelaznych w przypadku tej gorzelni nut jabłka, gruszki, wanilii i kwiatów, niesie ze sobą także nuty miodu, czekolady, kawy, sułtanek i dębu. No i stanowi nie lada gratkę dla wszelkiej maści kolekcjonerów.

Co przyszłość przyniesie?

Na koniec nieśmiała próba odpowiedzi na pytanie – co przyniesie przyszłość? Jakie jeszcze niespodzianki względem eksperymentów z whisky szykuje dla nas Glenfiddich? Cóż, możliwości jest sporo. Można kombinować ze szczepami drożdży. Można „popracować” nad ziarnem (np. go uprażyć). O potencjale i różnorodności beczek (pochodzenie, rozmiar, rodzaj drewna) nawet nie warto wspominać, bo ten jest ogromny. Dochodzą jeszcze różne metody destylacji (Solera, czy różne typy alembików, a może nawet kolumn), dlatego też warto oczekiwać nieoczekiwanego. Nawet jeśli efekt nie będzie porażający. Odhaczymy i pójdziemy dalej nie oglądając się za siebie. Takie czasy, że trzeba kombinować, i w sumie dobrze. Wszak taki gracz jak Glenfiddich nie pozwoli sobie na bylejakość. Tego możemy być niemalże pewni.

Innej drogi po prostu nie ma.

Zobacz więcej whisky Glenfiddich na Kukunawa.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *